Kilka dni temu, premier Mateusz Morawiecki zakomunikował, że w celu zwalczania szerzącej się epidemii, zdecydowano się ograniczyć możliwość wychodzenia z domów. Przemieszczać możemy się jedynie z ważnego powodu, jak wizyta w aptece, praca czy właśnie zakupy. Ten ostatni punkt, wzbudza najwięcej wątpliwości. W Bełchatowie nie brakuje bowiem osób, które wychodzą jedynie po kilka produktów. Uwagę na problem zwróciła nam czytelniczka, która na co dzień pracuje w jednym z supermarketów na terenie miasta.
- Gdzie w Bełchatowie są skupiska ludzkie skoro ulice puste? Ano w naszych ulubionych marketach. Idealna wylęgania wirusa. Bełchatowianie traktują te miejsca teraz jako spacerniak, miejsce do spotkań z sąsiadami itp. Zakupy to dodatek i pretekst, bo na sklepie są non stop te same osoby - pisała czytelniczka.
Przyjrzeliśmy się sprawie i okazuje się, że w sklepach na terenie Bełchatowa tłoczy się sporo osób. Widać też, że na zakupy wybierają się częściej niż raz czy dwa w tygodniu - wychodząc z marketu, bełchatowianie w koszyku mają zaledwie kilka produktów.
A jak wygląda kwestia dbania o bezpieczeństwo w trakcie takich zakupów? Pocieszające jest to, że większość osób młodych nosi przynajmniej rękawiczki, zdecydowanie mniej decyduje się na wyjście do sklepu w maseczce. Pojawiają się jednak mieszkańcy, którzy z zagrożenia epidemicznego nic sobie nie robią. Wchodzą do marketu bez żadnej ochrony, kupując przy tym jedynie "makaron i kilka pomarańczy".
Najbardziej dziwi fakt, że spora część klientów, którzy dziś odwiedzają bełchatowskie supermarkety, to osoby starsze, będące w tzw. "grupie ryzyka". Czyli, te które powinny najbardziej uważać na swoje zdrowie, a przede wszystkim świecić przykładem. Niestety, nie wszystkie z nich reagują na powstałe dookoła zagrożenie w odpowiedni sposób, przez co narażają siebie i innych na kontakt z koronawirusem.