Tak jak pisaliśmy już wczoraj (materiał dostępny TUTAJ) - pacjentka ze Ślaska trafiła do bełchatowskiego szpitala w czerwcu 2016 roku. 24-latka przyjechała do Szpitala Jana Pawła II ze wskazaniem do natychmiastowej operacji ratującej życie. Z przedłożonej dokumentacji medycznej wynikało, że chorowała na nowotwór żołądka o najwyższym stopniu złośliwości. Kobieta przyjechała do naszego szpitala z pełną dokumentacją medyczną. Lekarzom przedłożyła wyniki: gastroskopii wykonanej w Szpitalu Powiatowym w Pyskowicach, badania histopatologicznego ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach oraz wynikiem tomografii komputerowej ze Śląskiego Centrum Medycyn Inwazyjnej w Nieborowicach.
- Pacjentka miała wykonaną całą diagnostykę, zarówno inwazyjną jaki i obrazową. W tej sytuacji nie było wskazań, żeby tę diagnostykę powtarzać – mówi Piotr Trzeciak, ordynator oddziału chirurgii ogólnej szpitala Jana Pawła II i dodaje: - Wywiad chorobowy z pacjentki świadczył o tym, że jest to podejrzenie rozsianego procesu nowotworowego, który potwierdziły wcześniej wykonane badania.
Lekarze zdecydowali więc o operacji, ta została wykonana 21 czerwca. Co się stało na stole operacyjnym, kiedy pacjentka była już „otwarta”, wyjaśnia ordynator Trzeciak:
- Śródoperacyjnie nie stwierdziliśmy opisanej zmiany w tomografii komputerowej, ale na podstawie wywiadu lekarskiego zebranego od pacjentki i na podstawie badań przez nią dostarczonych, a jednocześnie znając podstępność procesu nowotworowego tego narządu lekarze zdecydowali o wykonaniu zabiegu, ich zdaniem ratującego życie – mówi portalowi Dzień Dobry Bełchatów ordynator Trzeciak.
Piotr Trzeciak podkreśla, że w praktyce lekarskiej wielokrotnie zdarzały się przypadki pacjentów, którzy mieli na podstawie wycinków histopatologicznych zdiagnozowane nowotwory żołądka, a badanie palpacyjne podobnie jak wygląd żołądka nie pozwalały stwierdzić żadnych patologicznych zmian. Dla bełchatowskich chirurgów dokumentacja 24-latki była na tyle przekonująca, że w połączeniu z tym co zobaczyli w jej jamie brzusznej, podjęli decyzję o takim, a nie innym postępowaniu medycznym.
- Pacjentka miała zmiany charakterystyczne dla rozsianego procesu nowotworowego w jamie brzusznej, były to białe duże guzy w sieci i kresce jelita grubego, które mogły świadczyć o chorobie - wyjaśnia Piotr Trzeciak
Jak informuje gliwicka Prokuratura Okręgowa lekarz operujący kobietę jeszcze w trakcie zabiegu ponownie zapoznawał się z dokumentacją oraz konsultował się z asystentami. W wyniku operacji kobiecie usunięto żołądek, sieć większą, okołożołądkowe węzły chłonne. Następnie - zgodnie z przyjętymi procedurami - bełchatowski szpital wysłał usunięte tkanki do badania histopatologicznego. To właśnie jego wynik był początkiem szokujących faktów - histopatologia wyraźnie bowiem stwierdziła, że u pacjentki nie ma mowy o nowotworze. Lekarze z Bełchatowa zaczęli się zastanawiać, gdzie mógł być popełniony błąd i zaczęli szukać.
-Skontaktowaliśmy się ze szpitalem, który rzekomo miał wykonać gastroskopię i po konsultacji z lekarzem, który rzekomo wykonywał to badanie okazało się, że pacjentka nie miała w danym szpitalu wykonywanego żadnego badania - tłumaczy Piotr Trzeciak.
Jak się niebawem okazało lista fałszerstw, których dopuściła się 24-latka ze Śląska była jednak o wiele większa.
- Z informacji nadesłanej z SPZOZ w Pyskowicach wynika, że lekarz, którego dane widniały na wyniku badania, nie jest gastrologiem i nie był obecny w dniu przeprowadzania badania w pracy. Z Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach uzyskano informację, że nie przeprowadzano badań próbek pobranych w czasie badań gastroskopowych, a lekarz, którego dane widnieją na badaniu nie jest i nie był zatrudniony w ŚUM w Katowicach - informuje Karina Spruś z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.
Ruszyły śledztwa. Postępowanie w tej sytuacji prowadziły dwie prokuratury - gliwicka, którą poinformowała o sytuacji matka 24-latki i bełchatowska, która została powiadomiona przez bełchatowski szpital o możliwości popełnienia przestępstwa. Zoperowana kobieta została przesłuchana. Przyznała się do winy i złożyła obszerne wyjaśnienia.
- Podała w nich, że w kwietniu 2016 roku postanowiła podrobić dokumentację medyczną, wskazującą na istnienie u niej choroby nowotworowej. Opisała przygotowanie dokumentów oraz wskazała, że wszystkie informacje potrzebne do przestępstwa uzyskała w internecie. Podejrzana wyjaśniła, że nie była na żadnym z badań. Nie potrafiła wyjaśnić powodów swojego zachowania - mówi prokurator Karina Spruś
Z uwagi na uzasadnione wątpliwości co do poczytalności 24-latki prokuratura zasięgnęła opinii dwóch biegłych lekarzy psychiatrów oraz psychologa. Opinia biegłych była jednoznaczna - zespół Münchhausena.
- U kobiety stwierdzono zaburzenia pozorowane, które są na tyle głębokie, że w znacznym stopniu ograniczyły jej zdolność rozumienia znaczenia czynu i pokierowania swoim postępowaniem - mówi prokurator Spruś
Ta sprawa jest bezprecedensowa i to zarówno w historii bełchatowskiego szpitala, jak i ogólnopolskiego medycznego środowiska. Szpital w Bełchatowie zapewnia, że w tym przypadku wszystkie procedury zostały dopełnione, a lekarz nie ma obowiązku weryfikacji dostarczonej dokumentacji.
- Nie możemy traktować, że każdy pacjent, który do nas trafia fałszuje dokumentację medyczną albo ma zaburzenia psychiczne. Każdego pacjenta traktujemy zgodnie z kodeksem etyki lekarskiej. Jeżeli rodzina pacjentki, która również była obecna przy kwalifikacji do leczenia, informowała nas o wcześniejszych zaburzeniach pacjentki, to my nie mamy podstaw twierdzić, że jest coś nie tak - podsumowuje Piotr Trzeciak
30 maja 2017 gliwicka prokuratura skierowała sprawę do Sądu Rejonowego w Gliwicach o warunkowe umorzenie postępowania karnego oraz skierowanie kobiety na przymusowe leczenie psychiatryczne. Biegli stwierdzili bowiem, że istnieje ogromne ryzyko, że w najbliższym czasie może ona wymyślić inną chorobę i przysporzy problemów innym lekarzom. Sąd w Gliwicach zajmie się tą sprawą we wrześniu.