reklama

Ojciec czekał w deszczu pod bełchatowskim szpitalem. Dziecko mdlało w samochodzie

Opublikowano:
Autor:

Ojciec czekał w deszczu pod bełchatowskim szpitalem. Dziecko mdlało w samochodzie  - Zdjęcie główne

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WydarzeniaJak wygląda praca bełchatowskiego szpitala w czasie pandemii koronawirusa? Jeden z naszych czytelników twierdzi, że została sprowadzona do kuriozum. Oto relacja ojca, który jak mówi, spędził godzinę przed szpitalem z mdlejącym dzieckiem na rękach.

Do naszej redakcji zgłosił się jeden z czytelników, który opisał, jak sam mówi, kuriozalną sytuację w bełchatowskim szpitalu, do której doszło w poniedziałek, 5 października – o co chodzi?

Chwilę po godz. 17 mężczyzna pojawił się przed Szpitalem Wojewódzkim im. Jana Pawła II w Bełchatowie, szukając pomocy lekarskiej dla swojej 13-miesięcznej córki.

- Córka cały czas płakała, od kilku godzin nie chciała jeść ani pić, gardło miała czerwone i spuchnięte. Gdy czekałem na pomoc i trzymałem ją na rękach, widziałem jak opada jej główka, bałem się, że dziecko zemdleje – opowiada mężczyzna.

Jak się okazuje, uzyskanie pomocy medycznej nie było takie proste jak mogłoby się wydawać. W szpitalu, zestresowany ojciec usłyszał, że w chwili obecnej nie ma lekarza, który mógłby się zająć dzieckiem. Pacjenci mieli być przyjmowani od godz. 18. Dodatkowo, z jego relacji wynika, że nie pozwolono mu zaczekać wewnątrz budynku – wszystko przez reżim sanitarny i epidemię koronawirusa.

- To było kompletne kuriozum. Na dworze było zimno, padał lekki deszcz. Miałem stać tam z mdlejącym dzieckiem na rękach? - pyta mężczyzna.

Chwilę później miał otrzymać informację, żeby udał się na Szpitalny Oddział Ratunkowy – jak mówi, tam też odbił się od ściany. Usłyszał bowiem, że w chwili obecnej nie mogą przyjąć dziecka. Zrozpaczony ojciec zaniósł więc córkę do samochodu i dalej czekał na pomoc.

- To już był kompletny absurd. Całe szczęście mogłem położyć małą w ciepłym samochodzie. Strach pomyśleć co by było, gdybym na miejsce przyjechał np. autobusem - relacjonuje mężczyzna.

W końcu, po prawie trzech kwadransach pojawiła się pani doktor. Jak twierdzi ojciec dziecka, to co od niej usłyszał wprawiło go w osłupienie. Lekarka miała bowiem stwierdzić, że dziecku nic poważnego nie dolega – jak relacjonuje mężczyzna, usłyszał od niej też, że "gdy dziecko zemdleje, proszę zadzwonić po karetkę". Jak twierdzi, po wizycie nie wydano im nawet karty informacyjnej.

Mężczyzna relacjonuje, że po tym, jak nie uzyskał pomocy w bełchatowskim szpitalu stwierdził, że ma dość, postanowił więc pójść z córką na prywatną wizytę do lekarza – tam dowiedział się, że dziecko ma ciężkie zapalenie jamy ustnej.

- Już wydaliśmy ponad 500 zł na lekarzy dla dziecka. Rozumiem, że sytuacja jest trudna, wszyscy się boimy, ale chyba po coś płacimy składki, przecież nie przyjechałem do szpitala się lansować, szukałem pomocy! - mówi ojciec dziecka.

Cała sytuacja wywołała u naszego czytelnika wiele emocji – jak mówi, rozumie że panuje epidemia i dodatkowe środki ostrożności są niezbędne. Zaznacza jednak, że chodziło tu o 13-miesięczne dziecko!

- Ja rozumiem, że gdyby mnie, dorosłego faceta coś bolało, mogliby kazać mi poczekać. W końcu mamy epidemię, ale tutaj chodziło o małe dziecko. Ono nie powie co je boli i jak się czuje, ja nie jestem lekarzem, żeby samemu to stwierdzić – mówił nasz czytelnik. - Pracownikom przydała by się chyba odrobina empatii, w końcu nie jesteśmy rzeczą! - dodaje.

O sprawę zapytaliśmy w bełchatowskim szpitalu. Przedstawiciele placówki twierdzą, że nakreślona sytuacja jest zbyt ogólna, a bez szczegółowych danych pacjenta czy lekarza, nie są w stanie udzielić dokładnej informacji na temat wizyty. Zaznaczają jednak, że znaczenie miała godzina, w której pacjent zgłosił się do placówki. Nocna i Świąteczna Opieka Zdrowotna rozpoczyna bowiem działalność o godzinie 18.

- Tłumaczy to godzinny okres oczekiwania na lekarza NPL. Do godziny 18 funkcjonują POZ-ty, które nawet w okresie pandemii mają obowiązek wykonania osobistej porady każdemu dziecku do 2 roku życia - informuje Karolina Swat, inspektor ds. organizacji bełchatowskiego szpitala. - Przedstawione zdarzenie jest relacją jednostronną, rozgoryczonego ojca. Należy pamiętać, że znajdujemy się w okresie pandemii i istnieją obostrzenia obowiązujące również na terenie szpitala. Jeżeli ojciec dziecka uważa, że został nieprawidłowo obsłużony przez personel medyczny, może złożyć oficjalną skargę w formie ustnej, pisemnej, e-mailowej, która zostanie rozpatrzona - dodaje.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zarejestruj się w serwisie, aby korzystać z rozszerzonych możliwości portalu

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE