Huk petard i fajerwerki to trauma dla zwierząt, a sylwestrowa noc jest prawdziwą gehenną dla psów i kotów, szczególnie w dużych miastach. Eksperci od wielu lat ostrzegają, że czworonogi każdy wystrzał odczuwają wiele mocniej niż człowiek. Dzieje się tak dlatego, ponieważ zwierzęta mają bardziej wyostrzony zmysł słuchu oraz inaczej reagują na świetlne rozbłyski. Powoduje to stres i strach, które w ekstremalnych sytuacjach mogą prowadzić nawet… do śmierci zwierzęcia.
Według relacji bełchatowianki, niestety tak stało się w jednym z bloków na osiedlu Żołnierzy POW. Wystraszony kot przed kolejnymi sylwestrowymi wystrzałami schował się w szafie. Niestety stresującej nocy nie przeżył. O sytuacji opowiedziała prezes Fundacji "Kocia Klitka" – Marta Matuszewska, która opiekuje się porzuconymi psami i kotami. Miłośniczka zwierząt o śmierć zwierzęcia obwinia tych, którzy odpalali fajerwerki.
- Jeden z moich podopiecznych nie przeżył prymitywnych zabaw petardami bezmózgich yeti. Każdemu kto odpalał petardy na osiedlu Żołnierzy POW w Bełchatowie, życzę by go karma za śmierć Karmela dopadła – napisała na profilu facebookowym pani Marta.
Szefowa fundacji przyznaje, że całą sylwestrową noc czuwała nad zestresowanymi zwierzakami, które miały biegunkę i sikały ze strachu w legowiska.
- Karmel nasz mały wojownik nie żyje. Znalazłam go dziś rano martwego w szafie, gdzie nasze zwierzęta miały miejsce by się schronić przed świrami, którzy dla własnej satysfakcji zafundowali zwierzętom, ludziom gehennę – mówi Marta Matuszewska. - Chciałabym po prostu, aby ludzie myśleli o drugim człowieku i zwierzętach, które cierpią i umierają - dodaje.
Fundacja „Kocia Klitka” prowadzi zbiórkę wśród bełchatowian na zakup nowej 15 arów działki i budowę budynku, w którym znajdą się pomieszczenia dla kotów, mały szpital i magazyn na karmę. Zbiórka na nową siedzibę prowadzona jest TUTAJ.
Obecnie "Kocia Klitka" mieści się w niewielkim mieszkaniu. To jedyna tego typu organizacja w mieście, która działa na rzecz bezdomnych, porzuconych, niepełnosprawnych, chorych kotów. Fundacja, którą prowadzi pani Marta, działa od 7 lat. W tym czasie uratowała ponad 350 kocich istnień i około 30 psiaków.
Komentarze (0)