Coraz bardziej napięta atmosfera w Elektrowni Bełchatów. W zakładzie po kilkunastu dniach zakończyło się referendum strajkowe, do którego doszło na skutek fiaska negocjacji płacowych i braku podwyżek dla energetyków. Pracownicy w głosowaniu opowiedzieli się za strajkiem. Swój głos na „Tak” oddało aż 99,3 proc. osób biorących udział w referendum, na „Nie” głosowało 0,44 proc. Natomiast głosy nieważne stanowiły 0,25 proc.
Komitet Protestacyjno-Strajkowy podjął decyzję o gotowości strajkowej i oflagowaniu elektrowni. Związkowcy, wobec groźby strajku, wezwali zarząd PGE jako zarządzającego całym koncernem do natychmiastowych rozmów.
- Jesteśmy zdecydowani do przeprowadzenia strajku, jeśli zajdzie taka konieczność. Mamy świadomość, że działamy w energetyce tak ważnej dla bezpieczeństwa kraju, ale jest to też odpowiedzialność PGE – mówi Andrzej Nalepa, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Ruchu Ciągłego w Elektrowni Bełchatów.
Jak twierdzi, energetyczny koncern gra na czas, aby negocjacje zrzucić na nowych prezesów po przeniesieniu elektrowni i kopalni do nowego podmiotu czyli Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego.
- W przypadku doprowadzenia do strajku, odpowiedzialnym za doprowadzenie do takiej eskalacji konfliktu będzie Zarząd PGE poprzez swoje nieodpowiedzialne lekceważące pracowników decyzje – twierdzą związkowcy.
Przypomnijmy, że organizacje związkowe domagają się podwyżek dla załogi, bo jak przekonują, na skutek szybującej inflacji ich zarobki tracą na wartości. Podczas negocjacji z pracodawcą zażądano 850 zł wzrostu wynagrodzenia zasadniczego średnio na osobę. Na taką propozycję nie zgodził się jednak energetyczny koncern.
Komentarze (0)