Kiedy bajka staje się faktem... czyli z Idą Lis o tym, jak to jest być Mistrzem Świata [WYWIAD]

Opublikowano:
Autor:

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wydarzenia Jest najlepszym dowodem na to, że czasem w sporcie największe sukcesy zaczynają się od przypadku, ale potem muszą być podparte o ogromne zaangażowanie i morderczą pracę. Jest najlepszym przykładem tego, że marzenia rodem z bajki mogą się spełnić... 17-letnia Ida Lis właśnie spełniła jedno z nich. W miniony poniedziałek w Mińsku wywalczyła Mistrzostwo Świata. Zaczynała jako lekkoatletka, po trzech latach przeszła na trójbój siłowy klasyczny, po półtora roku treningów osiągnęła wszystko co było w zasięgu jej ręki – Puchar Polski, Wicemistrzostwo Europy i ten ostatni najcenniejszy medal.

Ida jakie to uczucie być najlepszą zawodniczką na świecie?

- Ciężko to określić, bo do mnie ciągle nie dociera, że jestem Mistrzynią Świata w trójboju siłowym. Powoli oswajam się z tą wiadomością i to jest fantastyczne uczucie, choć ja nadal w to nie wierzę...

Jadąc do Mińska na MŚ od razu celowałaś w złoto czy raczej myślałaś po prostu o podium?

- Ja nigdy nie celuje w złote medale, bo ten sport jest na tyle nieprzewidywalny, że wystarczy mały błąd, techniczne potknięcie i wszystko może się zepsuć. Chciałam walczyć o podium i szczęśliwie się udało.

Kiedy zrozumiałaś, że będziesz najlepsza? Twoja rywalizacja była bardzo emocjonująca do samego końca

- Właściwie ta lampka zapaliła mi się dopiero na ostatnim boju. Początek był trudny ponieważ przysiady nie poszły mi najlepiej. Wtedy byłam raczej tej negatywnej myśli, ale trzeba było walczyć, z natury jestem fajterem i walczę do końca. Klatka poszła super, bo zrobiłam swój rekord życiowy, a ciągami załatwiłam już sprawę – na marginesie dopiero w Polsce okazało się, że poszły na tyle dobrze, że ustanowiłam nowy rekord Europy.

Patrząc na wyniki to można powiedzieć, że stawka szła o małe kilogramy – uściślając w ostatecznym rozrachunku byłaś lepsza od drugiej Ukrainki o 2,5 kg. To chyba najlepszy dowód na to, że w dużym stopniu wygraną zawdzięczasz nie mięśniom i sile, a głowie. Nie straciłaś zimnej krwi i dałaś absolutny popis siły w martwym ciągu.

- Tak, ja byłam na to gotowa. Wiedziałam, że to właśnie martwy ciąg będzie rozstrzygał te ostatnie chwile na zawodach. Wiedziałam, że ciąg jest lepszy u mnie niż u Ukrainki i miałam nadzieję, że to właśnie tym bojem będę mogła podciągnąć swój wynik i zawalczyć o medal.

Wiedziałaś jakie przeciwniczki stają z Tobą do rywalizacji?

- Najbardziej realnym zagrożeniem była dla mnie właśnie Rusanenko z Ukrainy, ponieważ na ostatnich Mistrzostwach Europy w Maladze, to właśnie z nią walczyłam o medal. Wtedy to ona mnie pokonała o 7,5 kg i została mistrzynią Europy, ja wice. Nie ukrywajmy, w Mińsku chciałam się odegrać i fajnie powalczyć ramię w ramie.

Twoim zdaniem co zdecydowało o Twojej przewadze tym razem?

- Wiele czynników się na to złożyło, przygotowanie, treningi. Bardzo ciężko pracowaliśmy przez ostatnie tygodnie, z wielką pieczołowitością dosłownie dopieszczaliśmy każdy bój tym bardziej, że to już jest praktycznie koniec sezonu, któryś start, więc i forma nie najwyższa. Musieliśmy wszystko rozegrać taktycznie no i głowa miała też ogromny udział, zwłaszcza po tych nieudanych przysiadach, które były na samym początku.

Co Ci powiedział trener kadry, który tam z Tobą był? Widział zapewne Twoją reakcję i musiał interweniować

- Powiedział mi, żebym zapomniała o przysiadach, bo to już było, dwa boje przed nami i walczymy o medal. Krótko i na temat.

Masz za sobą bardzo intensywne półrocze i kilka bardzo cennych trofeów na półce. O jakie doświadczenia jesteś bogatsza?

- Hiszpania i ME były dla mnie pewnym przedsmakiem tego co będzie działo się w Mińsku, choć muszę przyznać, że dla mnie wszystko jest przedsmakiem, bo przecież w trójboju startuję bardzo krótko. Każde doświadczenie to nowa nauka niezależnie czy jadę na Mistrzostwa Polski, Europy czy świata.

To co wywiozłaś z Mińska już jako Mistrzyni świata?

- Przede wszystkim jeśli chodzi o głowę - żeby się nie poddawać i walczyć do ostatniego boju na 100 procent. Zapomnieć o tym, że coś poszło nie tak na samym początku. Mieć też gdzieś z tyłu taką świadomość, że „wszystko się może zdarzyć”. Tak jak mówiłam ten sport jest na tyle nieprzewidywalny, że równie dobrze mogłam w ostatnim podejściu nie podnieść, mogłam zrobić jakiś błąd techniczny, sędziowie mogli nie zaliczyć podejścia - do każdego boju niezbędna jest czysta głowa i maksymalne skupienie.

Sądzę, że z tym nie będzie problemu, bo kolejne Twoje starty pokazują, że jesteś bardzo pojętną uczennicą. Swoją sportową drogę zaczynałaś od zupełnie innej dyscypliny. Wystarczyło Ci zaledwie półtora roku by być najlepszą trójboistką w Europie i w świecie, a początek sportowej kariery był w innym miejscu niż na siłowni...

- Tak, razem z siostrami przez trzy lata trenowałam lekkoatletykę. Moje wyniki były - mówiąc delikatnie - mocno przeciętne... W zasięgu ręki były może tytuły w mistrzostwach województwa. O mistrzostwie Polski, a tym bardziej tytułach międzynarodowych zawodów nie mogłam nawet marzyć, bo to już była sfera bajki, a nagle pojawił się trójbój, o którym jeszcze półtora roku temu nie miałam pojęcia.

Jak trafiłaś na tę dyscyplinę?

- To był przypadek. 3 lata treningu lekkoatletycznego, nie było większych wyników i poprzedni trener, Łukasz Mantyk zaproponował trójbój. No i tak się zaczęło. Później trafiłam pod skrzydła Michała i Olgi Tybora i tak się nam ta współpraca połączona z sukcesami doskonale układa. No i mamy plany na więcej...

A jak Ty zareagowałaś na ten trójbój? Mam wrażenie – może całkiem mylne, ale jednak, że dziewczynom trudniej w sportach siłowych znaleźć harmonię z damską naturą.

- Ja zareagowałam uśmiechem i potraktowałam to jako nową przygodę i wyzwanie. Chciałam spróbować, mieszałam więc lekkoatletykę z siłownią, a ta zawsze mi odpowiadała. Lubię spędzać tam czas, tym bardziej, że teraz coraz więcej dziewczyn i kobiet bierze się za sporty siłowe, to jest fajne i to na korzyść kobiet. Zaczęłam przygodę i to z niezłym przytupem.(śmiech)

No właśnie czy to jest nadal przygoda?

- Dla mnie pewnie będzie to jeszcze długo przygoda, bardziej czy mniej profesjonalnie. Oprócz tego, że to są wymagające treningi, godziny na siłowi, dieta, to jest świetna zabawa i to jest dla mnie najlepsze...

A tak na koniec żartobliwie, wyręczasz teraz w domu tatę w przenoszeniu np. worka ziemniaków?

- Rzeczywiście sporo żartów na ten temat wokół mnie. Moi rówieśnicy pytają czy brat bądź tata są przeze mnie wyręczani. Mama już nie musi nosić ciężarów z zakupów... Trenujemy cały czas tu jedna torba, tu druga...a to ze sklepu, a to w domu coś trzeba przenieść... (śmiech). Cóż, całe życie na siłowni.

Dziękuję za rozmowę i trzymamy kciuki za kolejne sukcesy!

Szczerzej o sukcesie Idy Lis pisaliśmy TUTAJ

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zarejestruj się w serwisie, aby korzystać z rozszerzonych możliwości portalu

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE