W ostatnich dniach w mediach społecznościowych, lokalni organizatorzy strajku kobiet ponownie zachęcali bełchatowian do manifestowania. Podłożem protestu jak zawsze był wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie „kompromisu aborcyjnego”. Różnicą jednak w stosunku do poprzednich zgromadzeń była frekwencja. 27 listopada o 16:00 na placu Narutowiczu pojawiło się zaledwie garstka 13 uczestników. Nijak miało się to do liczących setki osób przemarszów organizowanych w Bełchatowie na przełomie października i listopada.
Nie dało się nie zauważyć, że łączna ilość funkcjonariuszy wydelegowanych do czuwania nad wydarzeniem przekroczyła liczbę samych uczestników. Ośmieleni frekwencją policjanci legitymowali zbierających się bełchatowian, co wywołało oburzenie pośród protestujących.
Czemu dzisiaj nas legitymują, a jak przychodziły tłumy, to nikt nawet nie podszedł? Prawo się nie zmieniło, skąd ta nagła odwaga? Bo jest nas mniej? – wyrażał głośno swoje spostrzeżenia jeden z uczestników strajku.
Kary się jednak nie sypały. Wobec jednego ze zgromadzonych wystosowano wniosek o ukaranie do sądu za nieprzyjęcie mandatu z powodu braku maseczki.
Jednym z elementów poprzednich demonstracji był przemarsz ulicami miasta, paraliżujący ruch samochodów. Tym razem po krótkich przemówieniach i serii okrzyków, uczestnicy strajku kobiet przeszli alejkami placu Narutowicza. Wydarzenie trwało około pół godziny.
Komentarze (0)