Tak wielkich emocji podczas obrad sesji rady miejskiej w Bełchatowie nie było już dawno. Wydawało się, że uszczypliwości i złośliwości, jakimi radni się wymieniali, wkrótce zamienią się w wielką polityczną awanturę, a poszło o... tablety. Władze miasta do spółki z rządzącą w mieście koalicją PiS-PLUS na czele z przewodniczącym Piotrem Wysockim, zamierzali bowiem przeforsować autopoprawkę do uchwały w sprawie zmian w budżecie Miasta Bełchatowa na rok 2020. Zakładała ona zakup tabletów dla radnych, dzięki którym możliwe będzie prowadzenie obrad zdalnych w ramch programu e-sesja. Całkowity koszt zakupu 25 tabletów (po 1 dla każdego z rajców oraz 2 zapasowe) to 50 tys. zł!
Pomysłodawcy argumentowali to tym, że obecny sprzęt nie spełnia wymagań niezbędnych do obsługiwania aplikacji, która pozwoli prowadzić sesje zdalne, a w zasadzie jeden z ich elementów, czyli wiedokonferencje. Choć, warto przypomnieć, że został zakupiony... zaledwie dwa lata temu. Dodatkowo zaznaczono, że nie każdy radny ma w domu bezproblemowy dostęp do internetu, dlatego jego zapewnienie jest obowiązkiem miasta.
- Mamy obowiązek zabezpieczyć radnych w taki sprzęt i takie oprogramowanie, który pozwoli nam bezpiecznie przeprowadzić sesje, bez zarzutu braku zabezpieczeń informatycznych. Nie możemy też nikogo zmusić do tego, by zmieniał operatora czy własny internet, są radni, którzy takiego połączenia w domu nie mają – mówił Piotr Wysocki, przewodniczący Rady Miejskiej w Bełchatowie.
Drugi argument szybko zbił radny KO, Marcin Rzepecki. Na jego pytanie: "Który z radnych nie posiada w domu tableta czy komputera z kamerą i dostępem do internetu", zgłosił się jedynie Karol Kowalski. Marcin Rzepecki zauważył też, że jeśli już zachodzi potrzeba wymiany sprzętu, radni powinni finansować ją z otrzymywanej co miesiąc diety.
- Przypominam, że każdy z nas otrzymuje dietę, najniższa to 702 zł [...] która ma być rekompensatą za poświęcony czas i koszty poniesione w stosunku ze sprawowaniem mandatu radnego. Gdybym każdego zapytał na co wydaje swoją dietę, to wielu z nas miało by problem, by wskazać choćby jeden wydatek w wysokości 50 czy 20 zł, bo jasnym jest, że ona zasila budżet każdego z nas – mówił Marcin Rzepecki.
Radny Rzepecki przekonywał, że zakup tabletów to wydatek zbędny, a wręcz bezsensowny.
- Żeby przeprowadzić sesje online nie trzeba wcale kupować tabletów. Każdy z radnych oprócz jednego posiada sprzęt pozwalający połączenie się zdalne – mówił Marcin Rzepecki.
W dalszej częsci wypowiedzi, radny stwierdził, że jeśli przewodniczący Piotr Wysocki nie wycofa się z tego wniosku, zasłuży na miano "Sasina Bełchatowa".
- Będzie pan "Sasinem Bełchatowa", który wydaje 50 tys. zł. na tablety, które są nam niepotrzebne, tak jak tamten wydał 70 mln zł na wybory, które się nie odbyły – mówił Marcin Rzepecki.
Na ripostę szefa rady nie trzeba było długo czekać. Piotr Wysocki nazwał Marcina Rzepeckiego "Lampartem Bełchatowa", nawiązując do jego udziału w ostatnich strajkach kobiet.
W trakcie dyskusji powjawił się złożony przez Arkadiusza Rożniatowskiego wniosek formalny o wykreślenie z uchwały punktu, doryczącego tabletów. Sugerował też, by po sesji przedyskutować inne możliwe rozwiązania, które nie obciążą budżetu miasta. Ostatatecznie został odrzucony stosunkiem głosów 7 za do 15 przeciw.
Natomiast uchwała dająca "zielone światło" na zakup tabletów dla radnych została przyjęta. "Za" było 15 radnych, "przeciw" jedynie 4.
Komentarze (0)