Przed sobotnią potyczką bełchatowscy siatkarze mogli pochwalić się serią ośmiu kolejnych zwycięstw. W przypadku jastrzębian była ona jeszcze bardziej imponująca, bo wynosiła aż dwanaście wygranych, z czego jedenaście w stosunku 3:0! Już tylko to zapowiadało nam wielkie emocje w pierwszym meczu czwartej kolejki rundy rewanżowej "Ligi Mistrzów Świata". W tabeli oba zespoły dzieliło pięć punktów, na korzyść przyjezdnych.
Od pierwszej piłki było widać ogromne zaangażowanie po obu stronach siatki, co przełożyło się na kapitalne widowisko. W pierwszej partii żaden z zespołów nie był w stanie odskoczyć na więcej niż dwa-trzy punkty, a prowadzenie zmieniało się. Lepiej rozpoczęli goście, wśród których prym wiódł atakujący Jan Hadrava, ale środkowa faza seta należała do ekipy gospodarza, która ostatecznie po asie serwisowym Milada Ebadipoura wygrała 25:23 inauguracyjną partię. To właśnie lepsza postawa w polu zagrywki przesądziła o tym, że to żółto-czarni objęli prowadzenie.
W drugiej części spotkania sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Tym razem lepiej zaczęli siatkarze z Bełchatowa, którzy objęli prowadzenie 4:1, ale po kilku minutach było już 8:9, że po paru kolejnych akcjach to znowu PGE Skra znalazła się na prowadzeniu (12:10).Zawodnicy Jastrzębskiego Węgla doszli do głosu przy stanie 15:15. Od tego momentu wygrali aż dziesięć z piętnastu akcji i w konsekwencji całego eta 25:20.
Trzecia odsłona to był popis gry w zagrywce. W dwóch pierwszych partiach oba zespoły zdobyły łącznie sześć oczek w tym elemencie, w trzeciej aż dziewięć, z czego sześć przyjezdni. To właśnie znakomite serwisy zdecydowały o tym, że goście zdołali odwrócić losy tego seta. Jastrzębianie przegrywali już 11:14, ale najpierw zdołali doprowadzić do równowagi, która trwała do stanu 17:17, a później wyraźnie odjechali (23:18). W końcówce żółto-czarni rzucili się do odrabiania strat, ale ostatecznie przegrali 23:25.
W czwartym secie żadna z ekip nie była w stanie wypracować sobie przewagi większej niż dwa oczka, a jego zwycięzcę poznaliśmy po krótkiej grze na przewagi. Koniec końców więcej zimnej krwi zachowali podopieczni Slobodana Kovaca, którzy wygrali tę część meczu 26:24 i tym samym doprowadzili do tie-breaka.
W tym lepiej na początku szło bełchatowianom, którzy prowadzili 5:3. Jednak w tym momencie coś zacięło się w grze PGE Skry. Pojawiły się nieprozumienia w obronie i nieskończone ataki, z czego skwapliwie korzystał Jastrzębski Węgiel. Zanim się obejrzeliśmy na tablicy wyników widniał już rezultat 5:8. Od tego momentu mistrzowie Polski kontrolowali już bieg boiskowych wydarzeń i zasłużenie zwyciężyli 3:2.
Tym samym PGE Skra Bełchatów przegrała w meczu o stawkę po raz pierwszy od 13 grudnia, kiedy to musiała uznać wyższość Aluronu CMC Warty Zawiercie, również po pięciosetowym boju. Oczywiście szkoda każdego przegranego meczu i niewykorzystanej szansy, ale jeśli już przegrywać to tylko w takim stylu.
Nikt kto oglądał sobotni hit PlusLigi nie ma wątpliwości, że PGE Skra dała z siebie wszystko, ale tym razem to nie wystarczyło, górą mistrzowie Polski. Pojedynek z Jastrzębskim Węglem zainaugurował bardzo ważny dla bełchatowian okres, podczas którego żółto-czarni rywalizować będą wyłącznie z klubami o medalowych aspiracjach.
Kolejny wyzwaniem mecz z Asseco Resovią Rzeszów w ramach 1/8 finału TAURON Pucharu Polski. To już w najbliższą środę, a następnie Grzegorza Łomacza i spółkę czekają konfrontacje ligowe z Grupą Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle i Projektem Warszawa. W międzyczasie bełchatowski siatkarzy czeka również dwumecz w ćwierćfinale Pucharu CEV z Arcadią Galati.
Komentarze (0)