reklama

PlusLiga: PGE Skra z piekła do nieba i z powrotem

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: PGE Skra Bełchatów (via Twitter)

PlusLiga: PGE Skra z piekła do nieba i z powrotem - Zdjęcie główne

foto PGE Skra Bełchatów (via Twitter)

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Sport Okrzyknięte środowym hitem rozgrywek PlusLigi starcie PGE Skry Bełchatów z Asseco Resovią Rzeszów dostarczyło wielkich emocji, ale koniec końców to zespół gości miał powody do radości.
reklama

Zdecydowana większość komentatorów i ekspertów jako faworyta ligowego klasyku wskazywała siatkarzy z Bełchatowa, którzy od 2017 roku wygrali u siebie wszystkie pięć bezpośrednich pojedynków z rzeszowianami, tracąc przy tym zaledwie jednego seta! Tymczasem rozpoczęło się sensacyjnie, bo od całkowitej dominacji przyjezdnych, którzy stłamsili swoją zagrywką bojaźliwych na starcie meczu podopiecznych Michała Mieszka Gogola.

Pierwsza partia w ogóle była kuriozalna. Goście posyłali potężne bomby z pola serwisowego, jakby grali na "Podpromiu" a nie w "Energii", a żółto-czarni nadspodziewanie często bawili się we floaty i plasy, zdecydowaną większość z nich posyłając w libero Michała Poterę, który przyjął aż 11 z 14 zagrywek, które przeszły na drugą stronę siatki. Cała siatkarska Polska próbuje wygrywać z Asseco Resovią serwując w Klemena Cebulja, który ma problemy w przyjęciu, żeby utrudnić mu przy okazji dojście do ataku, a bełchatowianie wymyślili sobie, że sprawdzą libero, czyli gracza specjalizującego się w defensywie. To nie mogło się udać. Rzeszowianie nie mieli większych problemów z serwisami PGE Skry, co przełożyło się na bardzo skuteczny atak (60%+). Efekt? Wygrana 25:17 w inauguracyjnej partii.

W drugiej części meczu było jeszcze gorzej. Co prawda skorygowano kierunek zagrywki, co przyniosło dwa asy serwisowe i odrzuciło rywali od siatki, ale ci odpowiedzieli jeszcze mocniejszymi serwisami, w czym prym wiedli Karol Butryn (regularnie ponad 120 km/h, a raz rekordowe 127 km/h) i wspomniany już Słoweniec. To głównie dzięki ich serwisom i niemocy siatkarzy z Bełchatowa w przyjęćiu i ataku skończyło się na zwycięstwie przyjezdnych 25:16 i objęciu przez nich prowadzenia 2:0 w setach. Żółto-czarni byli o krok od kompromitacji.

Niekorzystny obrót spraw skłonił trenera Michała Mieszka Gogola do głębszych zmian w składzie. Na ataku pojawił się wracający po kontuzji Bartosz Filipiak, który zastąpił Dusana Petkovicia, a na środku siatki zameldował się Norbert Huber, który zluzował Mateusza Bieńka. Obaj wnieśli energię, której bardzo brakowało, pobudzając cały zespół PGE Skry do lepszej gry. Coraz lepiej wyglądała też zagrywka, która częściej trafiała w jednego z dwóch przyjmujących lub w strefy konfliktu, a coraz rzadziej w libero. Odrzuceni od siatki goście nie byli już tak groźni, siadł im też serwis a bełchatowianie napędzali się z każdą kolejną akcją, konsekwentnie budując przewagę. Na wyższy poziom wskoczyli też Sander i Ebadipour, którzy wzięli ciężar punktowania na swoje barki i pociągnęli drużynę do wygranej 25:16.

Czwarty set w końcu dostarczył nie tylko emocji, ale też po prostu dobrej siatkówki z obu stron. Wynik zmieniał się jak w kalejdoskopie, a wisienką na torcie była końcówka. PGE Skra przegrywała 19:20, żeby wygrać cztery kolejne akcje (w tym dwa asy wprowadzonego na zagrywkę Petkovicia), a następne trzy przegrała i tym samym mieliśmy remis 23:23. Sander jednak skończył kontrę, a Ebadipour popisał się skutecznym blokiem i tie-break stał się faktem. 25:23 i 2:2 w setach.

Piąty set również dostarczył wielkiej dramaturgii. Zaczęło się nieźle, bo od prowadzenia bełchatowian 6:4. Później było już tylko gorzej. Po kilku kolejnych akcjach na tablicy wyników mieliśmy rezultat 7:10, bo przyjezdni znowu odpalili potężną zagrywkę. Mogło być nawet 7:11, ale wielką determinację wykazał Kacper Piechocki przeskakując bandę i ratując wydawałoby się straconą piłkę. To pozwoliło żółto-czarnym jeszcze raz uwierzyć, że nie wszystko stracone. Po chwili zrobiło się już 9:10, ale końcówka ponownie należała już do podopiecznych Alberto Giulianiego, którzy ostatecznie zwyciężyli 15:11 i 3:2 w całym meczu.

Dla PGE Skry Bełchatów to już dziewiąta porażka w siedemnastym meczu sezonu ligowego. Ujemny bilans na tym etapie jest naprawdę dużym zaskoczeniem, a i o wygraną w następnym meczu nie będzie łatwo, bo do hali "Energia" zawita Jastrzębski Węgiel, najlepiej serwujący zespół w całej stawce, który będzie chciał się odkuć po dwóch porażkach, jakie poniósł ostatnio ze Stalą Nysa (1:3) i VERVĄ Warszawa (2:3 pomimo prowadzenia 2:0 i 24:22). Będzie się działo! W pierwszej potyczce z JW, do której doszło w środę 23 grudnia 2020 roku, po pięciosetowej batalii wygrali siatkarze z Górnego Śląska.

Szukając pozytywów w grze żółto-czarnych, warto odnotować, że swój zdecydowanie najlepszy mecz w barwach PGE Skry zaliczył Taylor Sander, który zapisał na swoim koncie 20 oczek, kończąc 14 z 24 piłek w ataku (58%), notując 4 punktowe bloki i 2 asy. Wtórował mu Ebadipour, który zakończył mecz z takim samym dorobkiem, ale na niższej skuteczności. Pozostali muszą się znacznie poprawić, jeśli Bełchatów ma w sobotę świętować dziewiąte zwycięstwo.

Konfrontację z jastrzębianami zaplanowano na sobotę 15 stycznia. Początek o godzinie 14:45. Bezpośrednia transmisja na antenie Polsatu Sport.

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zarejestruj się w serwisie, aby korzystać z rozszerzonych możliwości portalu

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama
reklama