Kiedy brali kredyt, stopy procentowe były na minimalnym poziomie, złotówkę określano jako mocną i nic nie wskazywało na to, że spotka ich podobny los jak frankowiczów. Jednak w październiku 2021 roku sufit zaczął im walić się nad głowami. Od tamtej pory raty ich kredytów systematycznie wzrastają. Spłaty kredytowych zobowiązań nie ułatwiają gwałtowne skoki kosztów życia i coraz mniej warty pieniądz.
Ile jeszcze wytrzymają "złotówkowicze"?
7 września Rada Polityki Pieniężnej, z prezesem Adamem Glapińskim na czele, zdecydowała o podniesieniu stopy referencyjnej NBP o kolejne 25 punktów bazowych, do 6,75 proc. Jak analizują ekonomiści mBanku, to reakcja na niespodziewany sierpniowy wzrost inflacji. Zrezygnowani złotówkowicze są u kresu wytrzymałości finansowej i wypatrują końca podwyżek rat kredytów. Eksperci przewidują, że ten już niebawem.
Nie widzimy szans na istotne przekroczenie 7 proc. RPP jest świadoma, że podwyżki wywołały już potężny efekt na rynkach kredytowych. Wchodzimy też w fazę spowolnienia i to jest fakt. Jego skala jest naszym zdaniem jeszcze niedoszacowana przez władze monetarne
– oceniają ekonomiści z mBanku.
Czy to ostatnia podwyżka stóp procentowych w tym roku?
W październiku możliwy jest albo brak zmiany poziomu stóp procentowych, albo wzrost o 25 punktów bazowych
– zapowiedział 8 września Adam Glapiński. Eksperci z ING Banku Śląskiego zakładają, że przerwa w cyklu nadejdzie w listopadzie i grudniu. Maksymalnie dwie podwyżki po 25 pb. przewidują ekonomiści Banku Pekao.
Choć wszelkie prognozy dają nadzieję na stopniowe wygasanie podwyżek stóp, to o ich obniżeniu nie ma na razie mowy. Ekonomiści z mBanku spadku stóp procentowych spodziewają się najszybciej w drugiej połowie 2023 roku. Prezes NBP, prof. Adam Glapiński, jeszcze później, w trzecim kwartale. Karol Pogorzelski, ekonomista Banku Pekao, widzi szansę na obniżkę stóp, ale raczej dopiero pod koniec przyszłego roku. Jak mówi, byłaby to redukcja sygnalizująca początek cyklu obniżek, ale nie więcej niż o 50 pb.
Większe obniżki możliwe są w 2024 r., jeśli inflacja będzie się normować, a są na to szanse
– przewiduje ekspert. Ekonomiści mBanku sugerują, że przestrzeń do cięcia stóp w 2023 roku jest niewielka lub zerowa.
Nawet najbardziej kolorowy scenariusz spełni się więc najszybciej za dziesięć miesięcy, a budżety kredytobiorców już teraz ledwo się dopinają. Złotówkowicze kombinują więc, jak mogą, by ocalić swoje upragnione cztery kąty.
Otworzyli firmę, by bank nie zabrał im domu
27-letnia Magda i 28-letni Piotr, rodzice dwóch synów, marzyli o tym, by nie mieszkać "na wynajmie" i mieć swój dom. Oboje pochodzą z biednych rodzin.
Nie mieliśmy nic oprócz miłości
– mówi Magda. Kiedy zadłużali się w banku, pracowali na umowach o pracę. Najpierw wzięli kredyt gotówkowy na działkę. Właściwie nie oni, a na rodzice Piotra, by młodzi mieli zdolność kredytową na budowę domu. Dwójka dzieci znacząco im ją obniżała.
Mieliśmy założone dwa konta więcej i przelewaliśmy wypłaty na inne, żeby z nich płacić rachunki. Nie mogliśmy w banku pokazać wydatków, bo inaczej nie dostalibyśmy kredytu
– tłumaczy Magda. Tym sposobem, w czerwcu 2019 roku małżeństwu udało się dostać kredyt hipoteczny. 410 tys. na 30 lat. Początkowo rata wynosiła 2050 zł, w trakcie pandemii spadła do 1689 zł.
W tym roku raty zaczęły jednak rosnąć
– mówi pani Magda. Teraz płaci 3350 zł, co łącznie z ratą za działkę daje 5520 zł.
Gdybyśmy w zeszłym roku nie zdecydowali się otworzyć firmy, nie byłoby nas stać na utrzymanie domu, dzieci i życie. Tak czy siak te raty są dla nas dużym obciążeniem, ale przy pracy na etacie i dwójce dzieci oraz dzisiejszych cenach bank zabrałby dom
– stwierdza Magda.
Małżeństwo dziś żyje tylko z firmy transportowej.
To też wiązało się z dodatkowymi kosztami dla nas
– mówi kobieta. Niedawno kupili drugiego busa, ale też na kredyt.
Tak więc życie na kredycie, ale to i tak poprawiło naszą sytuację życiową
– przyznaje Magda. Jednak razem z mężem boją się, co dalej.
Zaryzykowaliśmy i cały czas ryzykujemy takimi decyzjami. Gdybyśmy teraz zamknęli firmę, możemy pożegnać się z domem.
Magda i Piotr zdecydowali się na wakacje kredytowe. Chcą w tym czasie odłożyć pieniądze i nadpłacić kapitał.
10 tys. nadpłaty to 100 tys. zł mniej odsetek
– tłumaczy 27-latka. Dzięki wakacjom kredytowym ich kredyt skróci się o 3 lata. Aby tak było, muszą jednak sumiennie odkładać daną kwotę na nadpłatę kapitału.
Sytuacja zmusza ich do coraz większego oszczędzania.
Musimy rezygnować z pewnych rzeczy, ponieważ jeszcze nie wykończyliśmy domu
– przyznaje Magda. Jak mówi, pojechali w tym roku na wakacje, jednak ,,nie było zabawy na całego”. Kobieta przyznaje, że nawet skromny wypoczynek to nieoceniony ratunek dla szczególnie teraz obciążonej problemami psychiki.
Gdybym mogła przewidzieć życie teraźniejsze, to chyba zdecydowałabym się wyprowadzić do Hiszpanii
– mówi kobieta. Mimo wszystko, małżeństwo stara się cieszyć sobą, dziećmi i domem blisko jeziora. Czy żyją spokojnie?
Ciężko powiedzieć, bo nie stać nas na ten spokój. Staramy się jednak podchodzić do życia w ten sposób: co ma być, to będzie
– stwierdza Magda.
Zmuszony do drugiego etatu
Daniel w 2018 roku wziął kredyt na zakup mieszkania. 313 tys. na 30 lat. Początkowo płacił ratę 1400-1600 zł, obecnie 2600 zł.
Przy zarobkach 4500-5000 zł netto zostałem zmuszony do wzięcia drugiego etatu, aby pogodzić wszystkie opłaty
– mówi. Kiedy pytamy, jak sobie radzi, odpowiada:
Daję radę. Nie jestem jedyny, dużo moich znajomych żyje podobnie.
Bank przy zaciąganiu kredytu informował Daniela, że raty są zmienne w zależności od polityki NBP.
Spodziewałem się, że rata wzrośnie mniej więcej o 500 zł i na to byłem gotowy, ale nie, że o jeszcze raz tyle.
Pan Daniel nie ukrywa, że nieustannie śledzi wiadomości o kolejnych decyzjach RPP.
Jeszcze kilka podwyżek i może dojść do chorej sytuacji, że przy zarobkach 5-7 tys. może nie starczyć na opłaty wszystkiego
– mówi.
,,Poszerzyłam zakres usług, mąż się przebranżowił zupełnie”
34-letnia Marta i 35-letni Paweł (imiona zmienione) mają jedno dziecko. W 2010 roku wzięli kredyt na zakup 48-metrowego mieszkania w budynku z 1985 roku. Kwota kredytu to 199 tys. złotych.
Na tamten moment nie było mowy o możliwości wzięcia kredytu o stałym oprocentowaniu. Nie było takiej oferty
– podkreśla Marta. 12 lat temu tak rozchwiany kurs złotego był całkowicie nie do pomyślenia.
Bankier mówił nam wtedy, że jest stabilnie, złotówka jest mocna, że nie wiadomo, co to by musiało się stać, aby rata drastycznie wzrosła
– opowiada kobieta.
Jeszcze w ostatnim kwartale zeszłego roku małżeństwo płaciło ratę 946 zł, na ten moment ich rata to 1500 zł.
W zaokrągleniu 550 zł więcej
– przelicza Marta. Jak mówi, spłaty większej raty nie ułatwiają rosnące koszty życia.
Czynsz w spółdzielni mieszkaniowej z 460-520 zł, w zależności od zużycia wody, wzrósł do 710 zł. Nie wiemy, co będzie dalej. Pewne jest jedno, 2200 zł kosztów utrzymania tak małego mieszkania to stanowczo za dużo. Proszę doliczyć jeszcze rachunek za prąd, telewizję, telefon komórkowy – podstawy dzisiejszej egzystencji. Nie zbytki. To wyjdzie suma najniższej krajowej
– stwierdza kobieta.
W tym roku rodzina z trudem zdecydowała się wyjechać na cztery dni pod namiot na Mazury.
I tak się cieszę, że udał się ten wyjazd
– przyznaje 34-latka. Jednak, jak mówi, jeszcze 4-5 lat temu wyjeżdżali nad morze, na tydzień.
Teraz nie mogliśmy sobie na to pozwolić.
Razem z mężem dużo pracują. Ona w branży kosmetycznej.
Poszerzyłam zakres usług, mąż przebranżowił się zupełnie
– opowiada Marta. Tuż przed pandemią małżeństwo znalazło się w trudnej sytuacji.
Mąż miał wypadek w pracy, później operację, po niej rekonwalescencję. Kiedy w lutym wybuchła pandemia, nie miał do czego wracać, na zasiłku rehabilitacyjnym był chyba do wakacji. Pandemia to był dramat, bo w męża pracy była straszna posucha. Wtedy postanowił się przebranżowić i dzięki temu teraz ma pracę
– tłumaczy kobieta. Ze 199 tys. kredytu, Marcie i Pawłowi do spłaty pozostało ok. 152 tys. kapitału, choć wpłat jest już na mniej więcej 140 tys. Kasia czeka na kolejne decyzje RPP, ale stara się ,,nie nakręcać”:
Żyję w jakiejś nadziei, że będzie lepiej. Rozumie Pani, co mam na myśli? Rząd i tak z nami zrobi co chce. Musimy się albo dostosować, albo protestować. Jak widać, na drugie są małe szanse.
Komentarze (0)