Do tragicznego odkrycia doszło w miniony czwartek, 1 sierpnia w domu letniskowym należącym do ojca zmarłej kobiety. Jak informuje Piotr Grochulski, prokurator rejonowy, mąż zmarłej strażniczki podjął próbę jej reanimacji. Niestety jego wysiłki okazały się bezskuteczne.
- Przybyły na miejsce zdarzenia lekarz pogotowia stwierdził zgon. W całym budynku znajdowały się liczne ślady krwi - mówi prokurator Piotr Grochulski.
Zwłoki 44-letniej kobiety zabezpieczono. Śledczy już mają wyniki przeprowadzonej sekcji.
- Ta nie wykazała obrażeń wskazujących na przestępczy udział osób trzecich. Podobnie jak podjęte dotychczas czynności, czyli przesłuchania świadków, analizy wykonywanych połączeń telefonicznych, wszystko to również nie wykazuje, że do śmierci kobiety mogło dojść wskutek działania przestępczego innych osób. Tym niemniej zabezpieczono szereg materiału biologicznego i trwają ich analizy, tak by rozwiać najmniejsze ślady wątpliwości –wyjaśnia Grochulski.
Prokuratura nie wyklucza, że przyczyną tragedii mógł być nieszczęśliwy wypadek.
44-letnia kobieta miała ponad 20 lat stażu pracy w Straży Miejskiej. Najpierw służyła w łódzkiej jednostce, a od 12 lat na rzecz bełchatowskiej społeczności.
Z racji delikatnej natury zdarzenia, redakcja zdecydowała o wyłączeniu komentarzy pod artykułem.