Przypomnijmy, pierwszy przetarg na budowę dworca został ogłoszony w połowie grudnia zeszłego roku. Unieważniono go, bo żadna firma nie zgłosiła swojej oferty. Urząd miasta rozpisał więc kolejne postępowanie. Na oferty czekano do 12 lutego, w miniony czwartek odbyło się ich otwarcie. Tym razem można mówić o zainteresowaniu, choć do hura-optymizmu daleko. Dlaczego? Bo obie znacząco przewyższają kwotę, jaka była zabezpieczona na realizację tej inwestycji.
UM chciał wybudować pasywny budynek dworca za nieco ponad 8 milionów złotych. Najtańsza z otwartych właśnie ofert, łowickiego konsorcjum "Eco - Therm" opiewa na prawie 10, druga z nich, z bełchatowskiego BINŻu na blisko 11,5 miliona. Brakuje i to sporo... Czy w tej sytuacji zostanie wybrany wykonawca? Dla władz miasta, to twardy orzech do zgryzienia. Z jednej strony, terminy niebawem zaczną gonić, a przecież inwestycja ma unijne dofinansowanie, które w przypadku opóźnień może przepaść. Z drugiej strony znalezienie kolejnych 2 milionów w budżecie miasta, by dołożyć do budowy, to wyzwanie, nawet biorąc pod uwagę dwuletnią perspektywę powstawania tej inwestycji. Na razie w magistracie nikt radykalnie nie przesądza o decyzji, te mają zapaść w perspektywie najbliższego miesiąca.
- Musimy rozmawiać z radnymi czy dopłacamy i jeśli tak, to z czego. Wiadomo, żeby znaleźć pieniądze w budżecie, to będzie je trzeba przesunąć z innych pozycji. Jeśli się to uda dopiero wtedy będziemy mogli podpisać umowę. Liczę, że już w marcu podejmiemy decyzję - mówił nam Ireneusz Owczarek, wiceprezydent Bełchatowa.