W Austrii, Belgii, Bułgarii, Czechach, Danii, Holandii, Niemczech i w Szwajcarii pieszy ma pierwszeństwo, o ile stoi przed przejściem, sygnalizując swoim zachowaniem zamiar przedostania się na drugą stronę jezdni. We Francji i w Norwegii wystarczy, że pieszy stanie przed przejściem, aby kierowca musiał zatrzymać się i go przepuścić.
W Polsce tymczasem pieszy – chcąc przejść na drugą stronę ulicy – ma kilka możliwości: czekać na przejechanie wszystkich pojazdów; mieć nadzieję, że któryś z kierowców zatrzyma się, umożliwiając mu przejście (jednocześnie uważając, czy inni również zdecydują się zatrzymać, co wcale nie jest oczywiste) lub wtargnąć na przejście, wymuszając na kierowcach zatrzymanie się.
Pomysł wprowadzenia w naszym kraju przepisów zbieżnych z większością krajów europejskich trafił pod obrady sejmowej komisji infrastruktury „przy okazji” debaty dotyczącej bezpieczeństwa na drogach i statystyk wypadków z 2016 roku. Okazało się, że około 30 procent ofiar wypadków drogowych to piesi. Zdecydowanie gorzej sytuacja wygląda w miastach – w Warszawie w 2016 roku piesi stanowili aż 61 procent ofiar, z czego tylko w 10 procentach policja uznała, że byli oni winni tragicznych zdarzeń.
Polska Izba Ubezpieczeń, która zrzesza działające w naszym kraju firmy ubezpieczeniowe, przygotowany został specjalny raport dotyczący pieszych. Wynika z niego, że zmiana przepisów mogłaby – przy wsparciu kampanią społeczną – przynieść spadek liczby wypadków z udziałem pieszych nawet o 25 procent.