W pierwszych dwóch tygodniach kwietnia bełchatowscy strażacy wyjeżdżali do pożarów lasów i traw na terenie powiatu bełchatowskiego już ponad 30 razy. Dla porównania w 2019 roku podobną ilość wyjazdów jednostki strażackie odnotowały w ciągu miesiąca. Wówczas sezon wypalania traw i pożarów zaczął się jednak wcześniej, bo już w połowie marca. Ale, jak przyznają sami strażacy, interwencji nie było aż tak wiele, jak obecnie. W tym roku wyjazdy do gaszenia płonących lasów czy traw zdarzają się praktycznie każdego dnia. Tak było w przypadku strażaków z OSP Zelów, którzy w ostatnich dniach zostali wezwani do gaszenia pół hektara poszycia leśnego przy ulicy Bukowej w Zelowie (na zdjęciu).
Tylko w kwietniu strażacy wyjeżdżali do 21 pożarów traw, których spłonęło ponad 7 hektarów. Jak informują strażacy, w ciągu nieco ponad dwóch tygodni tego miesiąca na terenie powiatu bełchatowskiego w dziesięciu pożarach spłonęły już ponad 4 hektary lasów.
- Ściółka w lasach jest wysuszona, wystarczy iskra czy rzucony papieros i może dojść do pożaru – mówi Wojciech Maciejewski, rzecznik prasowy Straży Pożarnej w Bełchatowie.
O ogromnej suszy w bełchatowskich lasach mówią też leśnicy. Jarosław Zając, szef Nadleśnictwa Bełchatów przyznaje, że obecnie wciąż obowiązuje 2 lub 3 stopień zagrożenia pożarowego. Jak dodaje, wilgotność ściółki w lasach regionu spadła do zaledwie 10 procent.
- To jest dramatycznie mało. Można powiedzieć, że ściółka jest sucha jak pieprz . W lesie jest bardzo sucho, to efekt praktycznie bezdeszczowej wiosny – mówi Jarosław Zając. - Dlatego apelujemy do mieszkańców, którzy wybiorą się do lasu, aby nie używali ognia pod żadną postacią i zachowały szczególną ostrożność. Zagrożenie jest bowiem ogromne.