Jak ocenia Pan wyniki pierwszej tury wyborów?
Mój wynik wyborczy pod szyldem Koalicji Obywatelskiej, w takim mieście jak Bełchatów, na poziomie niemal 30 proc. to niewątpliwie sukces. Ponadto nieco mniejsza liczba głosów do Rady Miejskiej pozwalająca wprowadzić najwięcej radnych, bo aż dziewięcioro daje olbrzymią satysfakcję dla całej drużyny Koalicji Dla Bełchatowa, choć z lekkim niedosytem bo niewiele brakło do 10 mandatu.
Do drugiej tury zabrakło około 500 głosów, czyli nie tak dużo…
Porównanie mojego wyniku i wyniku listy do rady pokazuje, że nie udało mi się pozyskać wyborców spoza naszego porozumienia. Takie same porównanie u moich kontrkandydatów wypada zgoła odmiennie. Te kandydatury nie przełożyły swojego poparcia na wyniki list do rady. Ale to statystyka. Jako kandydat na prezydenta przegrałem kulturą, spokojną i merytoryczną kampanią i brakiem populistycznych postulatów i obietnic.
Czy coś zaskoczyło Pana w tegorocznych wyborach w Bełchatowie?
Z ogólnopolskich mediów dowiadujemy się o wielkim sukcesie Konfederacji w Bełchatowie. To chyba największe dla mnie zaskoczenie, choć moi bardziej doświadczeni koledzy już na początku kampanii przypominali mi o przypadku wyborów prezydenckich z 1990 roku, w których w Bełchatowie wygrał Stan Tymiński. Nie mówię tego złośliwie, a jedynie zwracam uwagę jak trudno przewidzieć preferencje wyborcze mieszkańców Bełchatowa.
Kogo poprze Pan w drugiej turze?
Za wcześnie na takie deklaracje. Bez względu na to, czy kandydaci drugiej tury zwrócą się o takie poparcie czy nie, to na początku przyszłego tygodnia spotkam się z liderami naszego porozumienia i wszystkimi nowo wybranymi radnymi, by wspólnie podjąć decyzję o ewentualnym poparciu.
Komentarze (0)