reklama
reklama

Niezwykła historia z elektrowni Bełchatów. Góra lodowa runęła w dół

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Archiwum PGE GiEK

Niezwykła historia z elektrowni Bełchatów. Góra lodowa runęła w dół - Zdjęcie główne

foto Archiwum PGE GiEK

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kopalnia i Elektrownia Budowa bełchatowskiej elektrowni była jednym z największych przedsięwzięć PRL-u w ówczesnym okresie. Inwestycja, która przebiegała nie bez problemów i opóźnień, spotykała się też z innymi wyzwaniami jak chociażby mroźna zima. Tak było w 1984 roku, gdy na ścianie kotłowni jednego z bloków energetycznych powstała… 200-tonowa góra lodowa.
reklama

Wszystko zaczęło się w niewielkiej wiosce Piaski od...poszukiwań ropy i gazu. To był mroźny grudzień 1960 roku. Zainteresowanie okolicznych mieszkańców wzbudziły olbrzymia wiertnica i pracujący przy niej robotnicy. Wkrótce można było przeczytać w gazetach, że właśnie w ich okolicy odkryto nie ropę, a olbrzymie złoża węgla brunatnego. Minęły kolejne cztery lata i podjęto decyzję o rozpoczęciu przygotowań do budowy Kombinatu Górniczo-Energetycznego Bełchatów. W taki właśnie sposób rozpoczyna się historia Elektrowni Bełchatów oraz pobliskiej kopalni, które przez kolejne dziesięciolecia wpłynęły na dzieje nie tylko Bełchatowa, ale też całego regionu.

Od pierwszych planów do realizacji upłynęło jednak jeszcze wiele czasu. Dopiero w 1971 roku zapadła decyzja w sprawie rozpoczęcia prac przygotowawczych w związku z budową olbrzymiego kombinatu. Poprzedziły ją jeszcze kolejne dyskusje i narady nad wyborem odpowiedniej lokalizacji, a także opracowania technologii, według której miał być spalany węgiel, a następnie wytwarzany prąd. Przeprowadzenie tak olbrzymiej inwestycji wymagało też gigantycznych przygotowań, nie tylko projektów samych zakładów, ale też utworzenia odpowiedniej infrastruktury m.in. kolei i dróg, którymi dowożone były tysiące ton materiałów potrzebnych do budowy. Co ciekawe, pierwsze przyjęte założenia zakładały wydobywanie przez kopalnię 40 mln ton węgla rocznie i budowę dwóch elektrowni: w Rogowcu i miejscowości Osiny. Pierwsza miała mieć osiem bloków o łącznej mocy 2800 MW, a druga sześć o mocy 2100 MW.

Przełomowy okazał się rok 1973, gdy na świecie szalał kryzys energetyczny związany z rosnącymi cenami ropy, co w efekcie doprowadziło do tego, że wielu krajów postawiło wówczas na węgiel. To też dało „zielone światło” dla budowy bełchatowskiej elektrowni. Dwa lata później powołano do życia firmę „Elektrownia Bełchatów w budowie”. Władza komunistyczna zdecydowała, że planowana w Rogowcu „Elektrownia Bełchatów I” będzie się składała z 12 bloków o mocy 4320 MW. Podliczono koszt całego przedsięwzięcia. Budowa zakładu wraz z inwestycjami towarzyszącymi (m.in. bloki mieszkalne w Bełchatowie) miała pochłonąć... blisko 90 miliardów złotych (według stanu na 1978 r.).

Budowa gigantycznego kombinatu

W 1975 roku rozpoczęto pierwsze prace. Na potrzeby budowy kombinatu wyznaczono kilkaset hektarów, wylesiono wiele okolicznych terenów. Powstało ogromne zaplecze budowy. Do Bełchatowa ściągano rzesze robotników, a także specjalistów z całego kraju. Miasto rozrastało się podobnie jak budowa ogromnego kompleksu. Powstawały fundamenty pod kominy i bloki energetyczne. Choć brakowało materiałów i urządzeń, to jednak prace, choć z opóźnieniami, posuwały się do przodu.

Na przełomie lat 70. i 80. w krajobraz w Rogowcu koło Bełchatowa zmienił się nie do poznania, a na horyzoncie zamajaczyły pierwsze kominy i chłodnie kominowe. Po siedmiu latach od rozpoczęcia budowy z Elektrowni Bełchatów popłynął pierwszy prąd. Był dokładnie 29 grudnia 1981 roku, gdy do sieci energetycznej został włączony pierwszy oddany do użytku blok energetyczny o mocy 360 megawatów. Warto jednak zauważyć, że jednostka nie pracowała od razu z pełną mocą, bo na początku trwały prace rozruchowe. Nastąpiło to dopiero na początku 1982 roku. Tysiące robotników w pocie czoła pracowało jednak przy budowie kolejnych bloków, które sukcesywnie były oddawane do użytku w kolejnych latach.

Bryła lodu, która ważyła prawie... 200 ton 

Rozmawiając z emerytowanymi energetykami, którzy pamiętają pierwsze lata funkcjonowania bełchatowskiej elektrowni, można usłyszeć jednak nie tylko o skrupulatnie odnotowywanych datach i oficjalnych komunikatach wydawanych przez ówczesne władze PRL-u. Budowa olbrzymiego zakładu miała też swoje historie, które niekoniecznie były „na rękę” ówczesnym decydentom, jednak obrazowały jak wielkie to było wyzwanie technologiczne dla kadry inżynierów i samych pracowników, ale też z jakimi problemami musieli się mierzyć i, że… nie zawsze wszystko szło zgodnie z planem.

- Budowa elektrowni w tamtych czasach była czymś niezwykłym, bo stosowano w niej wiele rozwiązań, które były nowatorskie w skali kraju. Często zdarzały się też sytuacje niespodziewane, jak chociażby ta góra lodowa w jednym z budowanych bloków. Takie rzeczy też się działy – opowiada jeden z emerytowanych energetyków.

O co dokładnie chodziło? Cała sytuacja miała miejsce w lutym 1984 roku. Prace na terenie elektrowni trwały, a kolejne bloki energetyczne oddawane były do użytku. Zsynchronizowane z siecią energetyczną były już bloki nr 2 i 3. Końcowe prace przygotowawcze trwały na jednostkach o numerach 4 i 5, które miały zacząć pracować w 1984 roku. Jeden i drugi były w tzw. rozruchu, jednak "dużych rozmiarów kłopot" pojawił się na „piątce”. Problemy energetykom sprawiła bowiem… mroźna zima, która tego roku wyjątkowo mocno dała się we znaki.

- To był niesamowity widok. Na ścianie zawisła olbrzymia bryła lodu, która wyglądała raczej jak góra lodowa. Pamiętam, że wszyscy głowili się jak ten problem rozwiązać, a ona stawała się coraz większa – wspomina jeden z energetyków.

Na ścianie kotłowni bloku nr 5 powstał ogromny nawis z lodu o masie blisko 200 ton. Jak się okazało, przyczyną był źle pracujący wydmuch. Inżynierowie i kierownictwo szukało rozwiązania problemu i opracowywali pomysły na ratowanie sytuacji. Teren został ogrodzony, a pracownicy ewakuowani. Obawiano się bowiem o ich życie w sytuacji, gdyby powstała „góra lodowa” oderwałaby się od ściany. Niestety problemu nie udało się rozwiązać i ziścił się czarny scenariusz. Gigantyczna bryła lodu runęła na dach maszynowni. Na szczęście nikt nie zginął, a wkrótce prace ruszyły dalej. Ostatecznie blok nr 5 został zsynchronizowany z siecią energetyczną jeszcze w grudniu tego samego roku. W kronikach opisujących historię elektrowni pozostała „pamiątka” po tym wydarzeniu w postaci zdjęcia ogromnej bryły lodu zwisającej w bloku nr 5.

Dwanaście bloków i kolejny w 30. rocznicę

W kolejnych latach sukcesywnie oddawano kolejne bloki największej w Polsce elektrowni konwencjonalnej na węgiel brunatny. Ostatni czyli blok nr 12 do eksploatacji został przekazany w październiku 1988 roku, a Elektrownia Bełchatów po raz pierwszy osiągnęła moc zainstalowaną 4320 megawatów. Co ciekawe, w okrągłą 30. rocznicę oddania do użytku pierwszego z bloków uruchomiony został w 2011 roku blok 858 MW, który został „ochrzczony” czternastym, bo ówczesny prezes przyznał, że był przesądny i… pominął pechową „trzynastkę”.

Elektrownia Bełchatów wciąż pozostaje największą w Europie siłownią konwencjonalną na węgiel brunatny. Zapewnia ok. 20 proc. prądu w krajowym systemie elektroenergetycznym.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zarejestruj się w serwisie, aby korzystać z rozszerzonych możliwości portalu

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama