W poniedziałek, 25 września, mieszkanka naszego miasta wezwała policjantów, myśląc, że jej samochód został skradziony. Kobieta tłumaczyła mundurowym, że jej toyota zniknęła z parkingu przy bloku wraz z dokumentami, które były w środku. W takiej sytuacji funkcjonariusze rozpoczęli poszukiwania zguby.
- W tej sprawie funkcjonariusze wdrożyli szereg policyjnych czynności zmierzających do odnalezienia pojazdu. W poszukiwaniu śladów i informacji rozpytywali okolicznych mieszkańców, sprawdzali różne tropy. Kryminalni przeszukując teren miasta jeszcze tego samego dnia odnaleźli toyotę – relacjonuje Iwona Kaszewska, rzecznik bełchatowskiej policji.
Pojazd stał na parkingu przy jednym z kościołów. Auto było zamknięte, nie było na nim również żadnych śladów włamania. Mundurowi powiadomili zatem właścicielkę, która już po chwili zjawiła się na miejscu.
- Bełchatowianka sama stwierdziła, że auto nie zostało w żaden sposób uszkodzone, a z jego wnętrza nie zostały skradzione żadne przedmioty. W aucie znajdował się również dowód rejestracyjny – mówi Kaszewska.
Kobieta przypomniała sobie również, w jaki sposób jej auto znalazło się na parkingu. Okazuje się, że dzień wcześniej sama tam zaparkowała. Po wyjściu z kościoła, zachęcona ładną pogodą, wróciła do domu pieszo. Bełchatowianka zapomniała, gdzie zostawiła auto, a całą sytuację tłumaczyła przemęczeniem.
Komentarze (0)