Dzisiaj niemal ze wszystkich stron słyszy się o tym, jak ważne jest pomaganie drugiej osobie. W sieci możemy trafić na dziesiątki tysięcy zbiórek, zrzutek czy akcji charytatywnych, których celem jest wsparcie osób w potrzebie. Niestety, nie brakuje ludzi nieuczciwych, którzy z zimną krwią oszukują i okradają dobroczyńców. Kilka dni temu przekonała się o tym jedna z czytelniczek naszego portalu, którą spotkała bardzo nieprzyjemna i kosztowna sytuacja.
Cała sytuacja miała miejsce na drodze prowadzącej ze Szczercowa do Ruśca w niedzielę, 1 sierpnia. Z relacji naszej czytelniczki wynika, że w trakcie jazdy, wraz z partnerem zauważyli stojącą na poboczu srebrną skodę o numerze rejestracyjnym zaczynającym się VL86..., a obok niej małżeństwo, około czterdziestki, starające się "złapać stopa".
- Od razu pomyśleliśmy, że zepsuło im się auto, zatrzymaliśmy się więc, żeby im pomóc. Podszedł do nas mężczyzna, Rumun. Powiedział, że kończy im się paliwo, a mają tylko "swoją" walutę, czyli leje rumuńskie. Mówił, że na stacji przyjmują tylko euro i złotówki, tak więc nie mają za co zatankować, a benzyny wystarczy im na ledwo 20 km – relacjonuje kobieta.
Chwilę później, mężczyzna poprosił o wymianę waluty. Wyjął z portfela 2000 leji rumuńskich i poprosił, żeby sprawdzić, ile to jest w złotówkach. Wg. internetowych kursów, było to około 1800 złotych.
- Mieliśmy na koncie tylko 1400 zł. Mężczyzna niechętnie się zgodził. Podjechaliśmy więc do bankomatu, gdzie wymieniliśmy się pieniędzmi – dodaje nasza czytelniczka.
Po wszystkim małżeństwo z zagranicy odjechało w swoją stronę. O tym, że okazali się oni zwykłymi oszustami, nasza czytelniczka przekonała się jakiś czas później, gdy udała się do kantoru, by wymienić otrzymane od obywateli Rumunii pieniądze. Pracownik punktu poinformował ją, że banknoty, które otrzymała... wyszły z obiegu w 2005 roku.
- Chcieliśmy pomóc, a zostaliśmy oszukani i okradzeni. Ten człowiek przedstawiał się jako doktor, w portfelu miał jeszcze cały plik takich banknotów. Doskonale wiedział, gdzie się ustawić, tak by stacja benzynowa i bankomat były blisko. Był tak przekonujący, że każdy by mu uwierzył. Dlatego przestrzegam wszystkich, nie ma co wierzyć obcym – relacjonuje kobieta.
Kobieta oczywiście udała się na policję, gdzie dowiedziała się, że... niewiele da się zrobić. Jak tłumaczy, funkcjonariusz poinformował, że auto było na zagranicznych numerach, nie widnieje więc w polskim systemie. Sam pojazd miał też jest najprawdopodobniej kradziony lub porusza się na fałszywych numerach rejestracyjnych.
Trzeba zaznaczyć, że para oszustów korzysta najprawdopodobniej z kilku samochodów. Z relacji innego bełchatowianina wynika, że widział parę odpowiadającą rysopisowi przy srebrnym mercedesie.
Komentarze (0)