Awantura na Przytorzu. Mieszkańcy oburzeni interwencją Straży Miejskiej!

Opublikowano:
Autor:

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wydarzenia Zaczęło się od TIRa, który nieprawidłowo zaparkował na zatoce przystankowej na osiedlu Dolnośląskim. Później sprawy zaczęły przybierać na sile i ostatecznie skończyło się na jej pokazie. Kierowca TIRa mandatu nie przyjął i sprawa trafi do sądu, ale kilkuset złotowym mandatem został także ukarany przypadkowy świadek, który całe zajście nagrywał telefonem komórkowym. Nie był jedyny, bo sytuację obserwowała i na bieżąco komentowała spora grupa gapiów, która nie kryła oburzenia zachowaniem strażników.

We wtorkowy wieczór, Straż Miejska patrolując ulice Bełchatowa zauważyła TIRa, który stał na światłach awaryjnych, zajmując zatokę przystankową na al. Wyszyńskiego, naprzeciw tamtejszego discountu. Mundurowi zatrzymali się by wyjaśnić zaistniałą sytuację.

-Samochód był zamknięty, w środku nie było kierowcy. TIR zablokował nie tylko zatokę przystankową, ale także ograniczał widoczność na pobliskim przejściu dla pieszych. Z doświadczeń strażników często wynika, że samochody ulegają awarii, wówczas służymy pomocą, nieraz zdarzyło się, że partol wzywał pomoc drogową czy holownik. Po około 15 minutach przyszedł kierowca ciężarówki, który z uśmiechem na ustach powiedział strażnikom, że poszedł do pobliskiego sklepu po zakupy – mówi Piotr Barasniński, komendant Straży Miejskiej i dalej relacjonuje: - kierowca nie chciał poddać się kontroli drogowej, nie chciał pokazać dokumentów, odmówił także udzielenia wyjaśnień. Okazał się być agresywny, utrudniał czynności w ogóle nie reagując na polecenia mundurowych. W tej sytuacji istniało podejrzenie, że może jest nietrzeźwy bądź jest pod wpływem środków odurzających.

Kierowca TIRa zdecydował się kontynuować podróż, a strażnicy miejscy razem z nim, a właściwie za nim.

- Mając na uwadze, że kierowca może spowodować zagrożenie, strażnicy ruszyli za nim uruchamiając w radiowozie sygnał – podkreśla Barasiński.

Kierowca TIRa, wraz z patrolem Straży Miejskiej i w międzyczasie wezwanej na miejsce Policji zatrzymali się - nota bene - na... kolejnej zatoce przystankowej, przy ul. Wyszyńskiego na wysokości osiedla Przytorze. Ostatecznie interwencja policji okazała się być zbędna. Z informacji powziętej w KPP Policji dowiedzieliśmy się, że policjanci nie podjęli na miejscu żadnych czynności. Kierowca TIRa mandatu nie przyjął, a jego sprawa zostanie skierowana do sądu.

Być może na tym by się cała sytuacja zakończyła, gdyby nie „krewki strażnik” i „wścibscy gapie”. I tu zaczyna się drugi wątek, który zbulwersował mieszkańców będących przypadkowymi świadkami całej interwencji. Z relacji jednej z osób, która poinformowała naszą redakcję o sprawie, było ich około trzydziestu. Kilka osób telefonami komórkowymi nagrywało całą sytuację, jak się okazuje, to stało się - w przypadku jednego z mężczyzn - zarzewiem konfliktu.

-Straż miejska po oddaleniu się policji i TIRa zaczęła spisywać ludzi którzy nagrywali, tłumacząc się, że ich nagrania są dowodem w sprawie. Jeden ze świadków całego zdarzenia odmówił wylegitymowania i oddania telefonu - tak właśnie, strażnik go zażądał. No i zaczęła się porządna awantura. Ludzie zaczęli wykrzykiwać negatywne komentarze pod adresem strażników, broniąc faceta... Wówczas Straż Miejska zabrała go do radiowozu i odjechała. Gdzie? Nie wiem - tłumaczy mieszkaniec osiedla Przytorze, który poinformował nas o sprawie.

- Odniosłam wrażenie, że jednemu panu ze Straży Miejskiej puściły hamulce i wdał się w uliczną pyskówkę z kierowcą. Drugi chciał obu uspokoić, ale bezskutecznie. A co do tego człowieka, któremu chcieli zabrać telefon - stał, nagrywał, nic nikomu nie zrobił. Strażnicy podeszli bez większych emocji i chcieli go spisać. Ludzie zaczęli krzyczeć, żeby nie dawał żadnych dokumentów, więc odmówił. Potem zażądali telefonu, tłumacząc, że to dowód w sprawie. Kiedy im znów odmówił, zgarnęli go i odjechali. Wtedy gapie zaczęli ostro krzyczeć i wyzywać strażników - relacjonuje pani Kasia, która uczestniczyła w zajściu.

- Ludzie byli naprawdę wykurzeni tym co wyprawiali panowie ze Straży. Wyglądało to tak, jakby chcieli ocenzurować całe zajście i pozabierać telefony. Zgarnęli faceta, bo stał i nagrywał - to co już nie można używać telefonu w miejscu publicznym? - opowiada burzliwie kolejny informator, relacjonujący wtorkowe wydarzenia.

Piotr Barasiński potwierdza, że kilkuset złotowym mandatem został ukarany mężczyzna, który nie zgodził się na wylegitymowanie.

- Jedna z osób, która nagrywała całe zdarzenie nie chciała się wylegitymować. Strażnicy chcieli to zrobić, by ten mężczyzna mógł występować w roli świadka w sądzie - wyjaśnia komendant Straży Miejskiej i później dodaje: - ta osoba nagrywała najdłużej i to w taki prowokacyjny sposób, więc materiał mógłby być bardzo przydatny do okazania całej sytuacji w sądzie.

Mógłby” to chyba dobre określenie, bo z tego co wiemy film jest już skasowany. Komendant Piotr Barasiński pytany o zachowanie swoich podwładnych odpowiada:

- Każda sytuacja jest inna i oceniają ją funkcjonariusze obecni na miejscu zdarzenia, bezpośrednio biorący udział w akcji. Strażnicy są do tego uprawnieni co daje im dyspozycja kodeksowa, mogą osobę pouczyć lub ukarać mandatem. Widocznie w tym przypadku funkcjonariusze ocenili zachowanie osoby tak, a nie inaczej. To jest ich odpowiedzialność i ich decyzja. Ja nie widzę żadnego przekroczenia procedury jaka w takich sytuacjach obowiązuje, wręcz przeciwnie, uważam, że jeżeli ktoś obserwuje tak niebezpieczną sytuację, wywołującą publiczne emocje, to powinien się zgodzić występować w roli świadka. Tym bardziej, że ten człowiek zadał sobie trud, przez 15 minut szedł za patrolem, stał blisko z tą komórką, więc chyba był zainteresowany całą tą sytuacją - reasumuje Piotr Barasiński

Co może strażnik? Z pewnością ma prawo legitymowania, udzielania pouczeń czy ujęcia osoby stwarzającej zagrożenie i przekazaniu jej policji. Prawo daje mu również możliwość zatrzymania pojazdu, wylegitymowania uczestnika ruchu i wydawania poleceń dotyczących korzystania z drogi. Strażnicy mogą także skontrolować uczestników ruchu drogowego, którzy naruszają przepisy o zatrzymaniu lub postoju pojazdów, ruchu pieszych, bądź też o ruchu motorowerów czy rowerów. Niekwestionowana jest więc zasadność podjęcia interwencji wobec kierowcy TIRa, który nieodpowiednim miejscem jakie wybrał sobie na parking, stwarzał zagrożenie dla innych uczestników ruchu.

W tej sytuacji rodzi się jednak pytanie: na ile cała, późniejsza awantura z mieszkańcami była podstawna i czy wynikała z nieodpowiedniego działania Straży Miejskiej, czy emocji którymi kierowali się świadkowie? Zadaliśmy je specjaliście, Katarzyna Walioszczyk - Urbaniak, terapeutka z 15-letnim doświadczeniem ze sprawcami przemocy domowej z Profesjonalnego Centrum Rozwoju Butterfly w Częstochowie.

Co się stało - poza oczywistymi faktami – w sytuacji tej interwencji?

- Idąc za słowami Lincolna: „Jeżeli chcesz poznać prawdziwy charakter człowieka, daj mu władzę.” W tej sytuacji nie dotyczy to tylko zachowań strażników, ale również osób, które nagrywały całe zdarzenie. Musimy pamiętać, że osoby które stoją na straży prawa mają przestrzegać jego respektowania - po prostu są w pracy. Mają swój cel: chronić dobro i interes obywateli. Z drugiej strony pojawia się czynnik socjologiczny - przypadkowi przechodnie, którzy chcą bronić interesu jednego z członków „swojej” grupy, zawiązanej przypadkowo podczas tego zdarzenia. Do tego wszystkiego dochodzą emocje, bazujące na konkretnych wartościach zarówno strażników jak i przypadkowych obserwatorów.

Jakie mechanizmy zadziałały w przypadku jednej i drugiej strony tego wydarzenia?

- Jestem strażnikiem MAM „władzę”, dbam o interes społeczny i dobro obywateli - jeśli ktoś narusza ich bezpieczeństwo podejmuję działania, aby mogli czuć się bezpiecznie. Na drugim biegunie: jestem członkiem grupy MAMY „władzę”, jeśli służby podejmują działania, w których czuję, że moja wolność może być ograniczona mam prawo bronić interesów członków grupy. Proszę jeszcze pamiętać, że zawsze kiedy pojawia się konflikt interesów pojawiają się takie emocje jak gniew czy złość, które sprawy zdecydowanie nie ułatwiają...

Czy w takiej sytuacji można było uniknąć konfliktu?

-Oczywiście, że tak. To osoby podejmujące interwencję powinny zastosować adekwatne środki do wyżej opisanej sytuacji, aby uniknąć zachowań agresywnych ze strony przypadkowych obserwatorów. Wystarczyła spokojna rozmowa i dokładne określenie oraz doprecyzowanie celowości prowadzonych działań przez Straż Miejską, a dzisiaj nie pisalibyśmy o tym zdarzeniu.

Dziękuję za rozmowę

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zarejestruj się w serwisie, aby korzystać z rozszerzonych możliwości portalu

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE