Trener Roberto Piazza ponownie zdecydował się rozpocząć pojedynek ligowy bez Mariusza Wlazłego w pierwszym składzie. Z decyzji tej musiał się wycofać jeszcze w końcówce pierwszego seta, ale zanim do tego doszło bełchatowianie stracili szansę na zwycięstwo w inauguracyjnej partii, którą po niezłym początku (8:6) ostatecznie wyraźnie przegrali (20:25).
Na porażkę zanosiło się również w drugiej odsłonie, bo goście prowadzili już 14:8, ale wówczas coś drgnęło w szeregach PGE Skry. W ustawieniu z Grzegorzem Łomaczem na zagrywce udało się doprowadzić do remisu (14:14), a następnie do zaciętej końcówki, którą po walce siatkarze drużyny gospodarza wygrali najmniejszą możliwą różnicą punktów (25:23). Po dwóch setach mieliśmy zatem remis. Wynik ten należy uznać za lepszy niż sama gra, w której roiło się od prostych błędów.
Kolejna partia od początku do samego końca toczyła się pod dyktando Mariusza Wlazłego i spółki. Ostatecznie zakończyła się wynikiem 25:19. Set bez historii. Następna część meczu rozpoczęła się od zaciętej walki, która potrwała jednak tylko do stanu 8:9. Później przyjezdni wrzucili wyższy bieg i zdeklasowali bełchatowian, wygrywając różnicą aż dziewięciu oczek (25:16).
O zwycięstwie zadecydował więc tie-break, w którym lepszą siatkówkę pokazali żółto-czarni i to właśnie oni wygrali tę partię 15:11 i cały mecz 3:2, dzięki czemu dwa punkty zostały w Bełchatowie, a tylko jeden pojechał do Gdańska. MVP spotkania został Milad Ebadipur.
W czwartej kolejce, dokładnie za tydzień (sobota 27 października, godzina 14:45), podopieczni Roberto Piazzy podejmą w hali „Energia” Indykpol AZS Olsztyn. Bilety na to wydarzenie trafiły już do sprzedaży. Wcześniej, bo już w środę o godzinie 18:00 PGE Skra ponownie zmierzy się z gdańszczanami, ale tym razem na wyjeździe, a stawą tego starcia będzie Superpuchar Polski.
PGE Skra Bełchatów – Trefl Gdańsk 3:1 (20:25; 25:23; 25:19; 16:25; 15:11)
