Służby w gospodarstwie rolników w miejscowości Kwik (województwo warmińsko-mazurskie) pojawiły się po tym, jak do Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Piszu przyszedł anonim dotyczący warunków, w których żyją tam zwierzęta. Do akcji włączyli się inspektorzy OTOZ Animals Działdowo i OTOZ Animals Olsztyn, a także członkowie organizacji Pogotowania dla Zwierząt i fundacji Pańska Łaska. Po tym, co zastali na miejscu wezwano kolejne służby - policję i prokuraturę.
Nie mogły wyjść z gnojownicy. Drogę blokowały padłe zwierzęta
Wolontariusze, lekarze weterynarii, przedstawiciele gminy, a także strażacy przez wiele godzin ratowali zwierzęta, które tonęły we własnych odchodach. Interwencja rozpoczęła się w piątek i trwała do niedzieli. Warto nadmienić, że osoby, które pojawiły się w gospodarstwie, nie przerwały swoich działań nawet w nocy. Właściciele tego obozu dla zwierząt - 59-letnia matka i jej 36-letni syn - zostali zatrzymani przez policję i usłyszeli zarzuty znęcania się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem.Stado miało liczyć 90 krów, na miejscu okazało się, że przeżyło około 50, z czego wiele zwierząt była skrajnie wyczerpanych i zagłodzonych. Sytuacja dotyczyła zarówno dorosłych zwierząt, jak i cielaków. Wiadomo było, że nie wszystkie przeżyją, w przypadku kolejnych lekarze weterynarii musili podjąć trudną decyzję o eutanazji. Bydło samo nie było w stanie wyjść z obornika, ponieważ było zbyt słabe, a poza tym drogę blokowały im zwłoki padłych zwierząt. Nie do końca pomogło częściowe wypompowanie szamba. Wolontariusze opowiadają, że podczas wydobywania bydła z obory trzeba było trzymać zwierzętom głowy - inaczej mogły się utopić.
Służbom pomagali okoliczni rolnicy
Grzegorz Bielawski z Pogotowia dla Zwierząt przyznał w mediach społecznościowych, że zwierzęta zostały przetransportowane w "bezpieczne miejsce, gdzie są dalej leczone i dochodzą do siebie". Wiadomo, że przeżyło 44 krów.
Sam ładunek tych zwierząt był bardzo ciężki. Wiadomo, krowa nie waży 10 kilogramów i nikt z nas nie miał siły, aby te zwierzęta po prostu do samochodów zapakować. Tutaj z pomocą ruszyli rolnicy, mieszkańcy wsi, którzy za pomocą odpowiedniego sprzętu załadowali zwierzęta specjalnymi chwytakami.
Przyznaje, że widok może niektórych szokować, jednak nie było żadnej innej możliwości, aby to zrobić.
Te zwierzęta były już cierpiące, więc musieliśmy działać szybko.
Jak zwykle, niezwykle pomocne okazało się wsparcie strażaków, którzy polewali wydobyte z obory krowy wodą. Interwencja obywała się w temperaturze ponad 30 stopni. Bielawski podkreśla dobre, wspólne działania wszystkich służb i wolontariuszy, który brali udział w akcji.
Te działania były jak najbardziej wspólne i prawidłowe, nikt się o nie nie kłóci, bo wszyscy wiemy, że trzeba je uratować.
Walka o życie zwierząt trwa. Zapewne przez długi czas będą one musiały przebywać pod opieką lekarzy weterynarii. Dlatego też zorganizowano zbiórkę, aby mieć środki na ich dalsze leczenie. Szczegóły poniżej.
Komentarze (0)